środa, 3 grudnia 2014

Zielone dobro

Długo przymierzałam się do tego wpisu, ale mam na to usprawiedliwienie. Testowałam coś,  do czego chciałam mieć pewność, że daje zadowalające efekty. Dodatkowo przerosło to moje oczekiwania i z poziomu testowego, przeszło na poziom zdrowych obsesji. O czym mowa? O słodkowodnej aldze - chlorelli, która oczyszcza nasz organizm z toksyn, metali ciężkich i chroni żołądek przed owrzodzeniem. Filtruje krew, dzięki czemu pomaga dostarczyć jej więcej tlenu. Przyśpiesza odbudowę czerwonych krwinek i pozwala przywrócić równowagę w organizmie.

To prosty sposób na to, by zapewnić sobie optymalne bezpieczeństwo. Trudno kontrolować przetworzoną żywność, czystość powietrza, a chlorella bogata w chlorofil, uzbraja nasz organizm w zdolności oczyszczające i regenerujące. Stosuję ją już kilka miesięcy, biorę 10 tabletek rano i 10 wieczorem. Brzmi trochę porażająco, ale każda tabletka, to 100% sproszkowanej algi, bez żadnych ulepszaczy. Aczkolwiek na rynku dostępne są modyfikowane tabletki. Najszybciej te właściwe możemy rozpoznać po intensywności zieleni. W prywatnej wiadomości mogę podać też wiarygodne źródła dostępu do tej algi.

Jakie efekty zauważyłam u siebie? Po dwóch miesiącach codziennego stosowania zdecydowanie poprawiły mi się wyniki badań, przede wszystkim znacząco obniżył się poziom złego cholesterolu  i to, co widoczne gołym okiem – cera i włosy są w lepszym stanie. Metabolizm wyraźnie przyspieszył. Warto zainwestować w tę algę. Nie należy do najtańszych, 500 tabletek kosztuje ok. 50 zł, ale taka inwestycja w zdrowie jest bezcenna. Organizm szybko nam się odwdzięczy. Warto zacząć od trzymiesięcznej kuracji. Gwarantuję, że większość z Was też się od tego pozytywnie uzależni.

Na zdrowie!
Z ciepłym pozdrowieniem,
A. Dec

niedziela, 2 listopada 2014

Marzenia na 5!

  Oj, dawno nie miałam weny. Trudny był ten październik. Ale czas wrócić do spełniania marzeń. Podzielę się z Wami obsesją, która towarzyszy nam (mnie i Mężowi) od stycznia. Postanowiliśmy, w sposób niekonwencjonalny, oszczędzać na podróż do Nowego Jorku. Jak? Nie wydajemy żadnej monety 5 zł - tylko wrzucamy takie do koszyka. Od stycznia do 2 listopada uzbieraliśmy 1205 zł :).Mamy już na dwie wizy, ale jak uzbieramy całość, to może już je zniosą ;).
 Szczerze polecam taką zdrową obsesję i taki sposób na oszczędzanie.:)



środa, 1 października 2014

Bomba witaminowa w 500 ml

   Jesień zadomowiła się u nas na dobre. Wielu zdążyło przejść pierwsze przeziębienie. W mieszkaniach zimniej niż na zewnątrz - już nie mogę się doczekać, kiedy zaczną je ogrzewać. Chociaż wieczory pod puchową kołdrą z ciepłą herbatą, lampką grzanego wina, też mają swój urok. W tym przejściowym okresie warto zadbać szczególnie o odporność, ze smakiem.
   Czas podzielić się z Wami moją kolejną zdrową obsesją. To koktajle przygotowywane w domu, bardzo szybko, ze składników, na które akurat mamy ochotę lub takich, które po prostu są w lodówce. Bardzo często wśród nich znajdują się: banan, awokado, kiwi, natka pietruszki i wiele innych. Można pić je rano, dają dużo energii na rozpoczęcie dnia. Nadają się idealnie jako przekąska, nawet po treningu. Nie obciążają żołądka wieczorem, dlatego są dobre, zamiast posiłku, na kolację. Dziś jeden z takich koktajli przyrządziłam właśnie na wieczór.


   Co znajduje się w tej zielonej miksturze? Samo zdrowie, ale więcej szczegółów poniżej.
   Bazą koktajlu jest jarmuż. Wygląda jak pokarbowana sałata o szaro-zielonym zabarwieniu. Dostępny w całości lub już poszatkowany, umyty w paczce 250g (kupuję w popularnej sieci sklepów, koszt to ok. 4 zł ). Jarmuż sam w sobie jest bombą witaminową, ma dużo chlorofilu. Działa antyoksydacyjnie, czyli pomaga zwalczać niezdrowe związki w organizmie, toksyny, zanieczyszczenia ze środowiska. To też potężna dawka karotenu, dzięki czemu dobrze wpływa na skórę. Zielone liście mają także następujący zestaw witamin: C, B i E. W jarmużu występują również: błonnik, cynk, żelazo, magnez i wapń. Bogaty jest w luteinę, która wpływa korzystnie na wzrok.


SKŁADNIKI:
- 3 garście jarmużu
- sok z jabłek (100% naturalny z miąższem) 2 szklanki
- szklanka soku wyciskanego z pomarańczy
- szklanka wody niegazowanej
- skrojone jabłko (bez skórki)
- imbir wyciśnięty przez praskę (wielkości kciuka)
- 2 łyżeczki cynamonu
- 2 goździki
- siemię lniane ( 2 łyżki)
- łyżka szałwii hiszpańskiej (nie jest to konieczne, ale to kolejna porcja dobroczynnych składników, o tym we wcześniejszym poście)


Wszystko miksuję w blenderze, a następnie rozlewam do kubków o pojemności 500 ml . Zazwyczaj drugą porcją częstuję męża lub siostrę. Często zdarza mi się zrobić tego więcej. Wtedy resztę odstawiam do lodówki i mam porcję na drugi dzień. Czy takie warzywno-owocowe koktajle są smaczne? Skoro przekonał się do nich mężczyzna nieprzepadający za różnymi zdrowymi wynalazkami, to chyba najlepsze potwierdzenie tego, że nie tylko są jadalne, ale również bardzo smaczne i pożywne.




   Robiąc takie koktajle wspólnie z dziećmi, można przemycać im "samo dobro", które trudniej dostarczyć w pierwotnej postaci. Warto dać dziecku wybór, by wrzuciło do blendera to, na co akurat ma ochotę z gamy składników misternie gdzieś ułożonych. Maluch zachęcony sporządzaniem magicznej mikstury spędzi z nami czas i bardzo często chętnie tego dzieła spróbuje. Jak nie za pierwszym razem, to za następnym. Warto od małego uczyć pociechy zdrowych nawyków, które później mogą być zdrowymi obsesjami przekazywanymi kolejnym pokoleniom.

Na zdrowie!
Pozdrawiam ciepło,
A. Dec



poniedziałek, 22 września 2014

Ochłodzenie po lecie...

   Tytuł postu można rozumieć dosłownie i w przenośni. W pierwszym przypadku, dziś ostatni dzień astronomicznego lata, zatem każdy następny tydzień potencjalnie będzie chłodniejszy. W tym roku lato było przez wiele dni upalne. Takie, jakiego przeważnie oczekujemy. Teraz wypływa w długi rejs, by ucieszyć nas ponownie w przyszłym roku.


    Uwielbiam upalne lato. Zazwyczaj w gorące dni mam jeden problem - ciężkie i opuchnięte nogi. Właściwie powinnam użyć czasu przeszłego, gdyż znalazłam na to sposób i to niejeden. Najdoskonalszym ukojeniem jest kąpiel w chłodnym Bałtyku lub skok z motorówki do jeziora. Przy okazji zdjęć do "Magazyny Żeglarskiego" miałam kilka takich możliwości. Zawsze po  chłodnej kąpieli czułam ulgę.




   Latem również zaczęłam świadomiej dbać o zdrowie. Zrobiłam kompleksowe badania, zbilansowałam dietę. Lekarz internista zlecił mi także hartowanie ciała, by poprawić krążenie krwi, a tym samym gospodarkę cieplną organizmu. Doradził wprowadzenie zdrowego nawyku, którym należy kończyć każdą kąpiel, kiedy oczywiście jesteśmy zdrowi. To zimny prysznic, zawsze po ciepłej kąpieli. Koniecznie od nóg w kierunku serca. Taka zimna kąpiel jest dobra także dla skóry twarzy i włosów.  To trening dla naczyń krwionośnych, który je wzmacnia. Dzięki temu hamują nadmierne odkładanie się tkanki tłuszczowej. Pierwsze próby wprowadzenia owego nawyku były trudne. Jednak udało się i po dwóch miesiącach regularnego stosowania takiego chłodzenia jest mi po prostu cieplej. Ważne, by stosować to cały rok, nawet zimą. Wbrew pozorom, zwiększa to naszą odporność. Dodatkowo działa wspaniale na skórę. Ta staje się jędrna i bardziej gęsta.
   Na rynku dostępny jest produkt, który może stanowić dobre uzupełnienie, bądź alternatywę dla chłodnych kąpieli. Nazywam to foremką na lód. Pozwala wykonywać masaż. W upalne dni stosowałam to kilka razy, teraz jest trudniej się przełamać. Najlepiej po gorącej kąpieli, kilka razy w tygodniu, przez cały rok! :) Na efekty takich zabiegów nie trzeba długo czekać. Przede wszystkim usprawniają mikrokrążenie, wpływają na oczyszczanie organizmu z toksyn i poprawiają jakość skóry. Więcej szczegółów na opakowaniu.

 Bez większego problemu produkt można znaleźć w sieci. Jednak to dla tych spragnionych masaży lodem. Na dobry początek polecam jednak zimny prysznic. :) Przez cały rok! Na zdrowie!
Pozdrawiam ciepło,
A. Dec


P.S. Poniżej jedna z moich "zimnych kąpieli" przy okazji nagrania prezentacji prognozy na konkurs Wettergipfel 2014 w Austrii. Zastanawiacie się, dlaczego próbuję mówić po niemiecku? Chciałam, by przekaz był bardziej spójny i zrozumiały dla głosujących, którzy w większości są niemieckojęzyczni. :) Finał w połowie października.

wtorek, 16 września 2014

Szałwia hiszpańska / CHIA


   Należę do grona osób, które stale są na diecie. Docelowo nie chcę znacząco chudnąć, a utrzymać wagę na właściwym poziomie. Przede wszystkim mam obsesję na punkcie wszystkiego, co korzystnie wpływa na zdrowie. Są naturalne rozwiązania, które łączą jedno z drugim. Stoją na straży wagi i dostarczają nam drogocennych składników.

   Czas na podzielenie się z Wami moją kolejną „zdrową obsesją”. Nie mam wątpliwości, że wielu z Was dołączy do mnie, gdyż szybko zauważy efekty tego pozytywnego uzależnienia. To szałwia hiszpańska, inaczej nazywana "CHIA".  Posiada zbliżone właściwości do siemienia lnianego, jednak ma większy wpływ na redukcję wagi. Jedyna wada, to cena. Za 1 kg szałwii hiszpańskiej zapłacimy od ok. 40 zł. do 80 zł. Warto zamówić te nasiona w sieci, są tańsze. Na miesiąc wystarczy pół kilograma nasion. Dzienna dawka to 1 duża łyżka lub 3 małe łyżeczki. Najlepiej rano, ponieważ nasiona pęcznieją w żołądku i przez cały dzień hamują nasz apetyt i chęć do podjadania. Czujemy się syci dzięki czemu się nie przejadamy. 
  
Jakie drogocenne składniki mają te nasiona? Obfite są w błonnik, który usprawnia przemianę materii i procesy oczyszczania organizmu. Zawartość kwasów omega 3 jest kilkukrotnie większa niż w łososiu. To źródło wartościowego białka dzięki kompletowi 8 aminokwasów. Szałwia hiszpańska ma trzykrotnie wyższą zawartość żelaza niż szpinak oraz dwukrotnie wyższą zawartość potasu niż banan. Zawiera silne antyoksydanty, które chronią nasze komórki przed wolnymi rodnikami - cząsteczkami, bądź jonami, które niszczą w organizmie zdrowe związki, np. białka, DNA itp. Nasiona chia są bezglutenowe. Dietetycy podkreślają, że to doskonałe rozwiązanie dla osób chorych na cukrzycę. Szałwia hiszpańska zapobiega nagłym spadkom cukru i wahaniom jego poziomu.

   Na efekty regularnego stosowania tych nasion nie trzeba długo czekać. W pierwszej kolejności odczujemy mniejszy apetyt i wzrost energii. Nasze dobre samopoczucie udzieli się bliskim. Zauważymy też lepszą przemianę materii. Osoby z tendencją do zatrzymywania się wody w organizmie zauważą redukcję opuchlizny i przez to szybszy spadek wagi ze względu na redukcję nadmiaru wody. Spożywając nasiona dłużej, poprawimy naszą odporność i wygląd skóry oraz włosów. Skóra stanie się lepiej nawilżona, bardziej gęsta, włosy mocniejsze i lśniące.

   Jak to spożywać? Można dodawać do zup, sosów, jogurtu naturalnego, do sałatek i koktajli. Ja preferuję jednak wypić je rano z wodą. Mam wtedy pewność, że dostarczyłam sobie zalecaną dawkę tych dobrodziejstw już na początku dnia (kto wie, co ten przyniesie, później można zapomnieć;)). Zaraz po przebudzeniu, jedną łyżkę nasion zalewam wodą. Nasiona pęcznieją, a ja w tym czasie szykuję się do pracy. Po 20-30 minutach wypijam tę lekko żelową mieszankę i popijam dużą ilością wody. Kto przyjmuje leki, musi zażyć je przed spożyciem nasion, gdyż żelowa warstwa osłania żołądek, co wpływa na mniejsze wchłanianie leków. Podobnie jest z siemieniem lnianym. Wtedy możemy pić to do kolacji. Zawsze po lekach.
  
Kurację z szałwią hiszpańską można robić cyklicznie, np. co 3 miesiące. W momencie przerwy warto zamiennie stosować siemię lniane, które jest zdecydowanie tańsze. No cóż, pozostaje mi tylko życzyć Wam : „Na zdrowie!:)”. I nie zapominajcie o korzystaniu z doskonałej pogody, ta ma przeważać do końca września, a nawet w październiku - wg aktualnych danych synoptycznych ;). To doskonały czas na rower i spacery!

 
Pozdrawiam ciepło,
A. Dec




czwartek, 11 września 2014

Dobre(a) nominacje

   W moich zdrowych obsesjach, dziś chyba pojawiła się nowa... Nie dość, że zakłóci pewną kolejność istotnych tematów, to zapełni więcej miejsca w sieci. Mam jednak nadzieję, że tylko to miejsce wzbogaci. Bo jak dobrze doceniać proste rzeczy w codzienności, a jeszcze lepiej cieszyć się nimi.
 

   Ostatnio w sieci pojawił się nowy trend - nominacje do dzielenia się tym, co dobrego spotkało nas np. dziś. Pomimo, że mnie nikt nie nominował, wykonam takie zadanie. Od dziś stanie się to małym, ale ważnym rytuałem mojej blogosfery. Ostatnio zbyt dużo dociera do nas informacji o wojnie, konfliktach i potencjalnych zagrożeniach. Dlatego warto świadomiej przeżywać codzienność.
     Ten tydzień jest wyjątkowy. To dłuższy czas spędzony z Bliskimi w rodzinnych stronach, który przyniósł potrzebny dystans do wielu spraw i.... oddech, bardzo głęboki... 



Wieczór z najmłodszym Rodzeństwem, podczas którego Siostrze tłumaczyłam, jak określać współrzędne geograficzne, a Bratu, gdzie szukać weny do narysowania widokówki i jak to przenieść na papier. Dwójka starszych już dawno dorosła, ale ci najmłodsi, stale w mojej głowie są tacy, jak na tym zdjęciu sprzed kilku lat...



To również stale obecny i bezcenny, kochany Mąż.... Za to wszystko w tym wolnym tygodniu na Podlasiu, który jeszcze trwa, dziękuję.



   No właśnie, ten tydzień jeszcze się nie skończył, ale wiem, że jutro też będę miała za co dziękować. Wy również;) .

Pozdrawiam ciepło,
A. Dec

poniedziałek, 8 września 2014

Uzależniająca podczerwień :)

   Ostatni romans z latem przeżywam na Podlasiu. Rodzinne strony stale urzekają. Zapalonym sportowcem nie jestem, ale na moje szczęście, Mąż zmobilizował mnie do tego, by dziś pobiegać. Wybraliśmy trasę, którą lubimy spacerować. Urokliwy las niemalże w centrum miasta. Gdybym tylko mogła, przeniosłabym go do Warszawy. Zazdroszczę białostoczanom tego wspaniałego miejsca do biegania i spacerów. Jednak podczas treningu wyraźnie zauważyłam, że ten romans z latem będzie tego roku właśnie ostatnim. Drzewa gubią już liście, powietrze pachnie inaczej. Czuć, że zbliża się jesień. 


   Najbliższe miesiące nie będą sprzyjać łatwo dostępnej rekreacji na świeżym powietrzu. Szczególnie tym, którzy podobnie jak ja, nie są zaawansowanymi biegaczami, rowerzystami. Dlatego ostatnio szukałam czegoś, co będzie nową i zdrową przyjemnością w sezonie jesienno-zimowym. Zdrową obsesją, która będzie regenerować rozleniwiony organizm. 


   Kto szuka ten znajdzie. Nowym moim uzależnieniem jest sauna na podczerwień. Można jej szukać pod różnymi nazwami: sauna infrared, sauna czerwona. Ważne jest to, że z moją niedoczynnością tarczycy, nie ma przeciwwskazań, by z niej korzystać. Dlaczego jej uległam?
Na początek może o wyjątkowych właściwościach takiej terapii. Infraterapia to lecznicze ciepło wpływające na schorowany kręgosłup, niezwykle pomocne przy migrenach i nerwobólach, łagodzi bóle miesiączkowe, redukuje napięcie i PMS. Leczy gardło, oskrzela i zatoki. Znacząco poprawia kondycję układu naczyniowo-sercowego, dzięki czemu leczy hemoroidy i żylaki. Regeneruje mięśnie i stawy. Regularne seanse w takiej saunie mają niebagatelny wpływ na skórę i urodę. Promienie podczerwieni czterokrotnie głębiej wnikają w skórę niż ciepło w saunach innego rodzaju. Pomimo tego, że w saunie infrared jest dużo "chłodniej". Temperatura maksymalna nie przekracza 65 stopni. Wchodząc do takiej sauny ma się na początku wątpliwość, czy ona w ogóle działa. Mylić może również brak odcieni czerwieni. Promienie są niewidoczne. Saunę najłatwiej rozpoznać po braku pieca, a zamontowanych lampach, które dookoła mają lustra i zakryte są charakterystyczną kratką. Widać na zdjęciu poniżej. Dzięki podczerwieni i jej głębokiemu wnikaniu w skórę, ta dokładniej się oczyszcza i zauważa się szybszą  redukcję tkanki tłuszczowej. Potwierdzają to kobiety, które często spotykam na tych seansach. Sauna czerwona jest doskonała do leczenia trądziku, pryspiesza gojenie ran. Już po kilku seansach zauważa się poprawę kondycji skóry, jest elastyczna, bardziej gęsta i gładka. Ja po każdym seansie czuję się faktycznie zrelaksowana, spokojna i lekka - dosłownie. Takie seanse są bardzo pomocne kobietom, które mają problem z zatrzymywaniem się wody w organizmie. Już po jednej wizycie widać mniejsze opuchnięcie ciała. 


   Taka regeneracja nie będzie przynosić efektów, kiedy nie będziemy przestrzegać podstawowych zasad. Przed korzystaniem z każdej sauny, warto pamiętać o tym, że przed wejściem bierzemy prysznic i myjemy się środkami czystości. Po saunie tylko spłukujemy ciało wodą i NIE WCHODZIMY PONOWNIE DO BASENU, CZY , O ZGROZO! DO JACUZZI . Pory są wtedy otwarte i cała chemia  kosmetyków wnika zbyt głęboko w skórę,a później do krwioobiegu. Podobnie łatwiejszą drogę do naszego organizmu mają wtedy bakterie z basenu czy jacuzzi. Także kończąc kąpiel w saunie, spłukujemy ciało wodą, najlepiej chłodną, zaczynając od stóp, przez nogi w stronę serca. Po saunie lepiej też unikać wzmożonego wysiłku. 
   Z sauny na podczerwień korzysta się inaczej niż z sauny suchej, czy parowej. W tych ostatnich seanse są przerywane schłodzeniami ciała. Do sauny na podczerwień wchodzi się raz i relaksuje od 30 do 50 minut maksymalnie. Pół godziny każdy wytrzyma bez problemu. Oddycha się tu zdecydowanie lepiej niż w innyh saunach. Ważne, by w momencie rozpoczęcia seansu, skóra była sucha. Wtedy właściwie rozgrzewa się ciało i otwierają się pory. Nie tracimy czasu na wyparowanie skroplonej wody, która zostaje na ciele po prysznicu. 
   Problemem jest to, że niewiele jest jeszcze tych saun, szczególnie na basenach. Częściej spotyka się je w salonach SPA, urody. Tam, minuta takiego seansu, najczęściej kosztuje 1 zł. To dość drogo, bo musimy mieć minimum 30 minut takiego seansu, a to już jednorazowy wydatek rzędu 30 zł. Lepiej poszukać basenów, siłowni, na których taka sauna jest. Ja odkryłam dwa miejsca w Warszawie. Gdzie? Odpowiedzieć mogę w mailu. Na forach internetowych są informacje o takiej saunie również w innych miastach. Jednak warto podjąć trud tych poszukiwań i korzystać z dobrodziejstw sauny infrared, której wpływ na nasze zdrowie jest znacznie lepszy w porównaniu z innymi rodzajami saun. Tym bardziej, że istnieje mniej ograniczeń przeciwwskazań do korzystania z niej. Jak na przykład kobietom cierpiącym na żylaki nie zaleca się korzystania z sauny suchej i parowej. A sauna na podczerwień jest na tę dolegliwość wskazana.
   To jedna z wielu moich zdrowych obsesji, która pomoże przetrwać jesień i zimę. Jednocześnie wpłynie pozytywnie na moje zdrowie. Gwarantuję, że każdy z Was, kto raz uda się na taki seans, dołączy do grona pozytywnie uzależnionych. 

Dbajcie o siebie i wciągajcie w to bliskich!
Pozdrawiam ciepło,
A. Dec


poniedziałek, 1 września 2014

Najgorsze dopiero przed nami?

    Zaczęła się jesień. Nie ta kalendarzowa, ale meteorologiczna. Niektórzy żyją jeszcze wrześniowymi planami urlopowymi. Inni najbliższą przyszłość widzą w nieciekawych barwach. Wielu zacznie nadużywać terminu „jesienna depresja”. Pojawi się silniejsze społeczne przyzwolenie na narzekanie. Bo przecież przed nami pół roku mało przyjemnej pogodowej aury.

Już zaobserwowałaś/ -eś pierwsze symptomy jesiennej depresji? Marzniesz w nocy, spada motywacja do działania, chce Ci się częściej spać? Trudności sprawia Ci najprostszy trening, waha się waga, przeważa stan poirytowania, rozchwianie emocjonalne?
Zanim pogrążysz się  w zwyczajowym narzekaniu, co jesienią i zimą staje się obsesją wielu z nas, warto sprawdzić, czy taki stan nie jest wynikiem problemów ze zdrowiem.

  Podobne objawy u siebie klasyfikowałam do mojej wrażliwości na zmiany pogodowe. Te, w strefie naszego wilgotnego klimatu kontynentalnego, są częste. Przede wszystkim odczuwałam wahania ciśnienia. Czułam, że powinnam zrobić badania. Jednak z lenistwa i lęku przed wynikami, stale to odkładałam. Dzięki nadgorliwości Męża, zrobiłam podstawowe badania. A te zapoczątkowały kolejne, po tym, jak okazało się, że mam problemy z tarczycą. Według danych NFZ, co 5 Polak ma chorą tarczycę, a leczy się tylko około 1 mln osób.
Te wzmożone negatywne samopoczucie może być dobrym pretekstem do tego, by zrobić badania. Warto! Ja już widzę pierwsze efekty leczenia, a też wiele zmian w podejściu do życia. Pojawia się więcej zdrowych obsesji, bo te pomogą w walce z tym chorobowym natręctwem. W przypadku chorej tarczycy, walka często jest długotrwała. Dzięki tym obsesjom, nadchodzące, mało przyjemne miesiące, mogą minąć nam szybciej, oszczędzając przy tym negatywne emocje.

   Jak zrobić badania? Ci, którzy mają ubezpieczenie w NFZ, wystarczy, że umówią się do internisty. Na wizytę nie czeka się długo. Podczas wizyty należy poprosić o skierowanie na podstawowe badania krwi włącznie z TSH – hormonem tarczycy. Pierwszy wynik sami możemy łatwo odczytać. Norma stężenia TSH we krwi wynosi pomiędzy 0,27, a 4,2 mU/l, przy czym młode osoby powinny mieścić się raczej  w dolnej granicy. Powyżej 4,2 mU/l mamy prawdopodobnie niedoczynność tarczycy, ale konieczne są szczegółowe badania. Jak wskaźnik jest poniżej dolnej granicy, świadczy to o nadczynności i tu też należy podjąć kolejne kroki. Już pod opieką lekarza endokrynologa.
Jeżeli ktoś nie ma państwowego ubezpieczenia zdrowotnego, powinien prywatnie zrobić takie badania. Jest wiele placówek diagnostycznych, które pracują także w weekendy. Na początek wystarczy TSH, to koszt ok. 30 zł. Plus podstawowy pakiet, w tym: leukocyty, erytrocyty
i cholesterol  - to koszt ok. 14 zł.
   Reasumując, nadchodzące, przygnębiające dość, pory roku, nie muszą być przyczyną naszego złego samopoczucia. W pierwszej kolejności warto wykonać te podstawowe badania, by wiedzieć, jak poradzić sobie z frustracjami. Zwróciłam szczególną uwagę na tarczycę, bo ta wpływa znacząco na nastrój i jej objawy można bagatelizować zrzucając winę np. na przepracowanie. Nieleczona chora tarczyca wpływa negatywnie na wiele funkcji organizmu, szczególnie dotyka kobiety.
Jeżeli zrobiłaś/ -eś już badania i wskaźnik TSH jest w normie – zazdroszczę! J Jeżeli jednak nie, z tym również da się żyć, trzeba tylko nieco przeorganizować codzienne zwyczaje, szczególnie żywieniowe. Warto być jednak świadomym. I nie dać się tej złej stronie nadchodzących kilku miesięcy.
Kolejne wpisy poświęcę kilku zdrowym obsesjom, które sprawdzają się niezależnie od pory roku. Warto, by wiele z nich zostało także Waszymi nawykami. Jeden można wprowadzić w życie już dziś. Witaj i żegnaj każdy dzień z uśmiechem na twarzy,
z wdzięcznością za jego przeżycie. ;)
Pozdrawiam ciepło,
A. Dec

piątek, 29 sierpnia 2014

Stało się!

    Stało się! I ja dołączyłam do "blogosfery". Na ten moment jest to konieczne. Chcę i mogę, nic nie muszę. Wyszło to nie tylko z "potrzeby serca", ale z wielokrotnego powtarzania pewnych treści, w poszczególnych dniach, osobom, które oceniłam jako "potencjalnie zainteresowane tematem". Jakim? Wszystko co prozdrowotne. Od dawna testuję na sobie zdrowe rozwiązania, niektóre z nich udało się uczynić zbawiennymi nawykami każdego dnia. Sprawdzonymi sposobami dzielę się z innymi, dla wielu z nich są również pomocne. Zainteresowania prognozami pogody nie uwzględniam, ale z pewnością i te się tu pojawią.
    Raczej nieliczni wiedzą, że od poniedziałku do piątku można spotkać mnie na antenie TVN24 Biznes i Świat w paśmie "Pogoda dla Biznesu". Miłośnicy wiatru i wody być może kojarzą mnie z "Magazynu Żeglarskiego" emitowanego głównie na antenie TVN Meteo. Praca w telewizji jest spełnianiem marzeń. To dopiero początek drogi, dlatego nie mówię o ich spełnieniu. Analiza modeli synoptycznych, śledzenie prognoz, poznawanie praw natury, obserwowanie Ziemi, poznawanie jej zakątków, niekoniecznie przez zwiedzanie bezpośrednie, ale "palcem po mapie",  w przewodnikach, w książkach,  w wyszukiwarkach internetowych ;) i możliwość dzielenia się tym na antenie - to jedno.
    Drugie, to obsesje życia, zdrowe obsesje. Dominują te prozdrowotne. Jednak czy wszystkie są skuteczne i właściwe? Na tym blogu będę próbowała to sprawdzić, zasięgnąć opinii ekspertów. Opiszę te, które już przetestowałam i to, jaki dały efekt. Nie ja jestem tu znawcą, ale z dziennikarską ciekawością postaram się skrupulatnie weryfikować swoje wybory, którymi później dzielę się z innymi. By oszczędzić Im i sobie czasu, wszystko będzie dostępne tu. Aktualnie jestem na etapie fascynacji sauną na podczerwień i szałwią hiszpańską. Obiecuję, niebawem zdradzę więcej szczegółów:). Nie jestem egoistką, dlatego tym, co uważam za dobre, będę dzielić się z Zainteresowanymi. By żyło się zdrowiej i lepiej.
Pozdrawiam ciepło,
A.Dec