środa, 9 grudnia 2015

Ważna suplementacja




 Każdy, kto zauważa u siebie problemy takie jak: spadek energii, osłabione włosy, paznokcie, sucha i zmęczona skóra, zaczyna szukać na to sposobów. Pierwsze co robimy, to szukamy pomocy w sieci, co nie do końca jest dobre. Warto zawsze skonsultować się chociażby z dietetykiem, alergologiem, internistą.
Nawet po tym, jak w wielu internetowych źródłach, znajdziemy tę samą, potencjalną odpowiedź. Zazwyczaj dotyczy ona niedoborów witamin i minerałów, enzymów,niezbędnych do życia pierwiastków. Lista jest bardzo długa. Było już o witaminie D3, mam nadzieję, że zadbaliście o to, by Wam jej nie brakowało, szczególnie w tym okresie jesienno-zimowym. Teraz warto zwiększyć dawkę, nawet do 1500-2000 jednostek. Poleciło mi to dwóch lekarzy, znajoma dietetyk też była tego samego zdania.
 Tym razem chcę wyróżnić 2 bardzo ważne składniki, których potrzebuje osłabiony organizm. Szczególnie tych zmagających się z chorobami tarczycy. W każdej z książek, o których Wam wcześniej pisałam była mocno zaznaczona istota cynku i selenu. Bardzo często mamy niedobory tych pierwiastków, enzymów, mikroelementów. A są ważną bronią przy zwalczaniu problemów autoimmunologicznych i nie tylko.
Nasza dieta w wielu przypadkach uboga jest w cynk. Wielu lubi alkohol, a ten jest jego największym wrogiem . Rzadko jemy produkty, które go zawierają, to. m.in.: wątróbka cielęca, wieprzowa, pestki dyni, gorzka czekolada, migdały, groszek zielony, kasza gryczana. Lepiej przyswaja się ten w produktach zwierzęcych. Dlatego warto zadbać o jego suplementację. Zapotrzebowanie na cynk dla mężczyzn to ok. 9,4 mg/d , a dla kobiet 6,8 mg/d .Trzeba również uważać, by go nie przedawkować. Co ważne, kiedy przyjmujemy inne suplementy, to cynk oddzielmy od wapnia, żelaza i magnezu. Wtedy zmniejsza się jego wchłanialność. Można stwierdzić, że to egoista. Ja cynk biorę rano, a pozostałe rozbijam w ciągu dnia.
Tu link, do bardzo ciekawego i obszernego artykułu, na temat cynku. Treść zgodna z tym, co powiedziała mi zaprzyjaźniona dietetyk. http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/cynk-wzmocni-odpornosc-poprawi-stan-wlosow-i-paznokci_35690.html 

  A dlaczego potrzebujemy selenu? Broni nas przed negatywnym wpływem wolnych rodników, czyli różnego rodzaju zanieczyszczeń, toksyn ze środowiska, pożywienia. To pewien rodzaj tarczy naszej odporności. Opóźnia procesy starzenia i przyspiesza regenerację komórek.  Panowie, wpływa też na Waszą sprawność seksualną ;). Ten ważny składnik występuje w zbożach, rybach morskich, owocach morza, jajach, warzywach cebulowych (czosnek, por, cebula), produktach mlecznych. W przypadku osób z problemami trawienia, Hashimoto, niedoczynnością tarczycy ważna jest dodatkowa suplementacja, ponieważ wiele z tych produktów musimy unikać w diecie. W moim przypadku to jaja, zboża i produkty mleczne. Kupując selen w postaci suplementu, zwróćcie uwagę, czy nie zawiera glutenu. Lepiej znaleźć taki, który nie ma go w składzie. To ważna rzecz, też w przypadku leków na tarczycę. Euthyrox zawiera laktozę i gluten, Letrox nie. Sami zdecydujcie, który lepszy.;)
 Podsumowując. Zadbajmy o to, by tych dwóch składników nam nie brakowało. Tylko nie oczekujmy efektów z dnia na dzień. Ważna jest systematyczność i cierpliwość. Ja czułam poprawę po 2-3 miesiącach. 
Tylko spokojnie, może tak późno, bo czasem, a może częściej zapominałam o suplementacji. Pracuję nad systematycznością;). 

Na zdrowie;)!

A Poniżej link do wywiadu, którego udzieliłam Wydawnictwu Mediaplanet przy okazji kampanii Zdrowie Kobiety. Zainteresowanych zapraszam do lektury. Tam przekonacie się, że stale pracuję nad tym, by było lepiej, ale często się poddaję i zaczynam od nowa;).


http://www.kobieta-zdrowie.pl/slawne-polki-o-zdrowiu/zdrowe-obsesje-ani-dec 




apotrzebowanie na cynk dla mężczyzn wynosi 9,4 mg/d, a dla kobiet 6,8 mg/d.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/cynk-wzmocni-odpornosc-poprawi-stan-wlosow-i-paznokci_35690.html
apotrzebowanie na cynk dla mężczyzn wynosi 9,4 mg/d, a dla kobiet 6,8 mg/d.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/domowa-apteczka/cynk-wzmocni-odpornosc-poprawi-stan-wlosow-i-paznokci_35690.html

piątek, 27 listopada 2015

Od czego zacząć, jak już czuję, że to to?

 W tytule celowo podałam, że możemy czuć, podejrzewać, że to, co nam dolega, to Hashimoto. Nigdy nie możemy mieć 100% pewności. Chyba, że znajdzie się taki ktoś, kto spośród szeregu objawów wspólnie występujących przy wielu dolegliwościach, wyróżni jeden, może dwa czynniki świadczące o tym, że to na co cierpimy, to na pewno Hashi. Zawiłe to nieco, wiem. Jednak może moje doświadczenia komuś pomogą z tym żyć. Mnie samej nie jest tak lekko. Stąd taka ekspansja wrażeń w sieci. 
 Prawie regularnie zdarza się tak, że mam wrażenie powrotu do punktu wyjścia, że już nie mam siły, nie wszystko się sprawdza. I znów weryfikuję to, co wiem. Przynajmniej nie jest nudno. :) Po ponad rocznym poszukiwaniu, chyba znalazłam lepszą metodę. Szukam części wspólnych tego, co doradzają różni eksperci. Jedno jest pewne, na każdego coś zadziała w mniejszym lub większym stopniu.
Tydzień temu wybrałam się na Dni Alergii w Warszawie, na Stadionie Narodowym. Przede wszystkim chciałam spotkać się tam z dr Danutą Myłek, która jest alergologiem i dermatologiem, ale z Hashimoto radzi sobie lepiej niż niejeden endokrynolog. Zweryfikowałam jej treści z tymi przekazywanymi przez innych i wybrałam podstawowe zasady, które warto wprowadzić od razu, kiedy czujemy, że to może być Hashimoto i pierwsze wyniki też na to wskazują.


Eliminujemy gluten, nabiał i ograniczamy mocno spożycie cukru. Owoce też warto ograniczyć, jeść między 12-16, maksymalnie 2 porcje dziennie. Pijemy dużo wody (od 2 do 3 l), małymi łykami. Rezygnujemy z herbaty czarnej i zielonej. Zacznijmy ograniczać kawę, aż do całkowitego wyeliminowania jej. Czas zacząć redukować spożycie alkoholu. A jeżeli już, to lampka czerwonego, wytrawnego wina.
 


Na razie to wystarczy. Jakoś przez to przebrniemy. ;)
 Na koniec dodam,  że , aby zrozumieć, jak żyć z Hashimoto, najlepiej konsultować się z alergologiem, dietetykiem, endokrynologiem, gastrologiem, a nawet psychologiem. Ten intruz występuje na wielu płaszczyznach. Brzmi strasznie, ale jak otworzymy się na poszukiwanie i wiedzę, będzie całkiem znośnie. Cierpiących na tę dolegliwość jest więcej niż nam się wydaje. A co ważne, nadal wielu bagatelizuje problem. By Wam sprawę nieco rozjaśnić, podrzucam link do ciekawego wywiadu. Inspirujmy się i nie dajmy się zwariować ;).




Oto link do najnowszego wywiadu z Panią Doktor w najnowszym numerze HIPOALERGICZNI.
http://hipoalergiczni.pl/prosto-zdrowo-zdrowe-odzywianie-wg-danuty-mylek/  


środa, 4 listopada 2015

Jak rozpoznać intruza?


 Często czujesz zmęczenie, zmiany nastroju? Tyjesz, czujesz, że puchniesz, masz twardy, wzdęty brzuch? Nawet w gorące dni śpisz w ciepłej piżamie, marzniesz w nogi, masz zimne ręce? Do tego wszystkiego wypadają Ci włosy. Zdarza się, że masz refluks, po całym dniu skromnego jedzenia i tak czujesz się ciężko? Twoja kobieta to bogini, Twój facet to "mega ciacho", ale nie masz chęci na zbliżenia, bo nie lubisz siebie? Skąd te problemy z libido? Bardzo prawdopodobne, że cierpisz na Hashimoto. Ale niewielu lekarzy w 100% to potwierdzi, bo nie ma na to twardych danych. Pomimo XXI wieku nie odkryto metody, która pozwoliłaby to dokładnie określić.
 Pierwsze, co możesz zrobić, to zgłosić się do internisty, by przepisał skierowanie na ogólne badania, wszelkie możliwe jakie są. Poproś też, by nie zapomniał o skierowaniu na badanie TSH. Kiedy te wyjdzie w normie, a Ty nadal czujesz, że coś jest nie tak, umów się do endokrynologa. Tutaj znów prośba o rozszerzone badania, niezbędne przy tarczycy: fT3, fT4, przeciwciała przeciwtarczycowe anty-TPO, anty-TG i anty-TR. Warto zrobić też USG. U mnie na początku było bardzo wysokie TSH, co wskazywałoby na niedoczynność. Kiedy jednak zrobiłam więcej szczegółowych badań, lekarz widząc stanowczo zbyt wysoki poziom przeciwciał anty-TPO i zdjęcie USG stwierdził, że najprawdopodobniej to Hashimoto. Zakres graniczny anty-TPO to 100-200 U/ml , jeżeli mamy więcej i podwyższone TSH, powyższe objawy nas dotyczą. Wtedy możemy podejrzewać, że ma nas ten typ. Tak jak ok. 12% populacji, głównie kobiety.
 To choroba przewlekła, wymaga od chorego ogromnych pokładów cierpliwości. Izabella Wentz w swojej książce "Zapalenie tarczycy, Hashimoto" trafnie to określiła:
- Organizm zostaje uwikłany w błędne koło immunologicznego przeciążenia, niewydolności nadnerczy, dysbiozy przewodu pokarmowego, upośledzonego trawienia, nieprawidłowości w wydzielaniu hormonów. Błędne koło destrukcji będzie kontynuowane w danym kierunku siłą rozpędu, dopóki nie zostanie przerwane przez interwencję z zewnątrz.
 Tylko tyle i aż tyle. Małe kroki, dużo cierpliwości i relaks. To na początek. Jeżeli nie robiłeś jeszcze badań, a podejrzewasz, że masz tę dolegliwość, zrób sobie jakąś przyjemność, szukaj relaksu każdego dnia, uspokajaj organizm snem. :) Później zacznij stopniowo zmieniać swoje nawyki, styl życia na ten bliższy naturze, ale mocno zredukowany. Na początku jest to trudne. Nie bój się popełniać błędów i ciągle zaczynać od nowa.                  
Warto pogłębiać wiedzę na temat choroby, dużo o niej czytać i żyć pogodniej. Nie dawać się stresowi, bo to siła napędzająca naszego wroga. ;) Ja spróbuję pomóc Ci pośrednio żyć z tym, bo sama z tym walczę. Razem będzie raźniej. Tylko pamiętaj, nie jestem lekarzem. Sama korzystam z pomocy wielu specjalistów: alergologa, dietetyka, psychologa, endokrynologa, zaprzyjaźnionego trychologa. Choroba wymaga indywidualnego podejścia, stąd ja mogę być jedynie przykładem, ale nie wzorem. Inspiruj się i słuchaj swojego organizmu. Pokochaj siebie, nie pielęgnuj złych emocji, bo tylko wtedy możesz obdarować Miłością i dobrem innych. 


Przesyłam serdeczności,
A. 









P.S. Poniżej 2 książki, które bardzo pomogły mi zrozumieć, z czym mam do czynienia. Ta pierwsza dostępna jest tylko w USA. Jeżeli macie tam kogoś, niech Wam koniecznie kupi.To życiowy przewodnik Hashimotek i Hashimotów :). Jak nie, mój blog może Wam jakoś pomoże.





niedziela, 18 października 2015

Ciągle zaczynam od nowa...

 Wracam właśnie z pogody wyjazdowej do Uniejowa. Aura była iście jesienna, ale wszystko wynagrodziła pyszna kuchnia. Lokalni szefowie kuchni pokazali nam, jak wykorzystują największy skarb tego miejsca - wodę termalną, słynną solankę uniejowską, w swoich recepturach. 


  Solanka uniejowska to lokalna "żyła złota", przede wszystkim ze względu na swoje właściwości lecznicze dzięki wysokiej zawartości składników mineralnych (ich stężenie jest wyższe niż w wodzie morskiej). Do tej pory miasto wykorzystywało te wody do regeneracji i przywracania zdrowia,odzyskiwania sił witalnych od zewnątrz,w kąpieli termalnej. Niedawno wpadli na pomysł, by dobroczynny wpływ wody wykorzystać w regionalnej kuchni. Moje kubki smakowe podbiły ogórki z Zagrody Młynarskiej kiszone w tej solance.Przepyszne i zdrowe! Wracam do domu z siedmioma słoikami :). 
 Szefowie kuchni przygotowali barszcz czerwony na wodzie termalnej, perliczkę peklowaną w uniejowskiej solance i ziołachoraz grasicę cielęcą marynowaną w solance na warzywach jesieni z grzybami. Wszystko obłędnie pyszne, delikatne i nieprzesolone, bo dzięki solance smak potraw charakterystycznie się podkreślił.
 Do czego zmierzam tym rozbudzaniem Waszego apetytu i jaki ma to związek ze zdrowymi obsesjami, a tym bardziej z Hashimoto? Zanim zacznę pisać o przyczynach choroby, sposobach radzenia sobie z nią i życia, postanowiłam, że wstępem będzie troszkę nierozsądna, ale niezbędna dla mnie metoda wejścia w proces osłabiania choroby. Uwielbiam jeść, smakować, próbować! Przeważnie jestem na diecie nie ze względu na panującą modę, ale konieczność. Przy Hashimoto lekkostrawna, szczegółowa, mocno określona dieta jest niezbędna, by osłabić tego intruza, z którym musimy, w większości, żyć już do końca. I tu się zaczynają schody. Jak już dłużej trzymamy się określonych zasad, żyje się całkiem przyjemnie. Jednak są takie okoliczności jak wesela, służbowe wyjazdy itp. Wtedy nie wypada nie jeść tego,czym nas czestują, przynajmniej ja tak mam ;). Ale jak już się złamię,to wszystko, co budowałam, wydawało się,że wola też już zrobiła się silniejsza, to nagle całe "pro fit" podejście wali się jak domek z kart. I jem, na potęgę, to czego nie mogę, za czym tęsknię. I z jednej okazji zaczyna robić się więcej. Wyznaczam sobie tzw. "czas Jokera ", w którym pozwalam sobie na więcej dietetycznych grzechów. To takie rozpaczliwie pożegnanie przed przejściem w niewolę wymagającej diety niezbędnej przy Hashimoto :). Zarówno początek rozpaczliwego pożegnania rozpustnego życia i środek niewoli diety to bardzo przyjemne okresy. Tylko ważna cecha je różni. W przypadku pierwszego, im trwa dłużej, tym jest gorzej. Pogrążenie, frustracja i złość na siebie bardzo szybko się pogłębiają. I im dłużej sobie odpuszczam, tym trudniej wrócić na właściwe tory. Ten drugi okres jest przyjemną niewolą, im dłużej trwa. Rośnie satysfakcja, redukuje waga, wyglądam i czuję się lepiej. Co te okresy łączy? Oba są niezbędne :). 
 Dlaczego dzielę się tym z Wami?  Może ktoś niedawno zdiagnozował lub zdiagnozuje tę chorobę. Chcę pocieszyć, wesprzeć: nie ma nic złego w tym, jak wiele razy uda się Wam złamać zasady diety. Budowanie tej żelaznej dyscypliny to długi proces. Myślę, że przede mną jeszcze kilka takich "czasów Jokera". Ale nie dajmy się zwariować, możemy żyć jak chcemy. Ważne, że się staramy i walczymy, mamy prawo się złamać, ale zawsze chcieć wracać na ścieżkę przyjemnej niewoli diety;)... zdrowego stylu życia, to lepiej brzmi. Mój czas rozpusty kończę dziś. A na zdjęciach to,jak wyglądał ten Joker 🃏 ;).

Jak będziecie mieć dość moich przyszłych wpisów o tym zdrowym stylu życia, zawsze możecie wrócić do tego ;). Po jakimś czasie gwarantuję Wam, że będziecie mieć mniej takich niezdrowych zachcianek.

Ściskam i pozdrawiam ciepło, 
A.







środa, 14 października 2015

Blogowa reaktywacja

Drodzy Moi,
po długiej nieobecności, czas dodać sobie obowiązków. Było trochę zawirowań, ale najwyższa pora,po długim buntowaniu się, wejść w komitywę z Hashimoto. O sposobach radzenia sobie z tym 
i nie tylko będę pisać właśnie tu. Często w pośpiechu, ale liczy się przekazanie Wam cennej treści. Bo to wszystko wpisuje się w "zdrowe obsesje ". Z takimi lepiej żyje się nam i z nami ;).




Do częstego zobaczenia? I hope so,so,so;).
Buziaki 😘 
A.
Zdjęcie: Paweł Sierakowski 

czwartek, 12 lutego 2015

Joker's day (Created with @Magisto)

 Teraz krótko o kolejnej obsesji. Może mniej zdrowej. Na pewno ducha rozpieszcza, ciało niekoniecznie. Przy okazji "tłustego czwartku" postanowiłam zrobić sobie DZIEŃ JOKERA. 
Z pewnością w jakimś stopniu przedłuży się do weekendu, a właściwie do soboty. Co to za dzień? Taki, w którym jem to, na co mam ochotę, czego w mojej zdrowej codzienności muszę sobie odmawiać. Praktykowanie tego raz w tygodniu może nie być dobrym rozwiązaniem, ale raz w miesiącu? Jeżeli nie mamy poważnych przeciwwskazań, to czemu nie? 

 Jestem po testach na nietolerancję pokarmową, wielu rzeczy muszę się wystrzegać. Dlatego ten dzień długo się nie powtórzy, może za pół roku. Ewentualnie przy okazji wesel, których będzie kilka w sezonie;). A tak na poważnie, jeżeli chcemy praktykować takie dni raz w miesiącu, mimo wszystko warto zachować w tym odrobinę zdrowego rozsądku, np. jak w filmie poniżej, nie ulec pokusie zjedzenia całego chlebka, w którym podano krem z borowików.;)

Kochajmy i jedzmy, nie tylko w Tłuste Czwartki i Walentynki;)







Na zdrowie!

sobota, 24 stycznia 2015

Witamina szczęścia

 
Nie będę trzymać Was w niepewności i od razu powiem, że mowa o witaminie D. Naturalne jej źródło to przede wszystkim SŁOŃCE. Nawet 80% zalecanej dziennej dawki może dostarczyć przebywanie na świeżym powietrzu przez 15 minut w słoneczny dzień. Ciało musi być odsłonięte przynajmniej w 18% (  w tym też pozbawione filtrów ochronnych). To tzw. biosynteza w skórze. Samemu łatwo zauważyć, że wiosną i latem mamy zdecydowanie więcej energii i dni z lepszym nastrojem. Na nic jednak zda się próba "łapania słońca" w naszym kraju w okresie od września do kwietnia włącznie. Na to źródło wit. D nie możemy liczyć, dlatego, nie tyle warto, co wręcz trzeba ją dostarczać w formie pożywienia, ale również suplementów. Światowa Organizacja Zdrowia włącza Polaków do grupy ryzyka niedoborów tej witaminyze względu na szerokość geograficzną. Stąd niemalże pewne jest, iż wielu z nas ma jej niedobór. Można go oczywiście zbadać, ale to dość kosztowne i mój internista powiedział, że szkoda wydawać na to pieniądze. Lepiej od razu kupić naturalną wit. D w aptece. 
 Wielokrotnie spotkałam się z opiniami, że lekarze pomijają informowanie pacjentów o ważnej roli tej witaminy. W moim przypadku było jednak inaczej. Od ponad 6 miesięcy dostarczam ją organizmowi w postaci suplementu i czuję wyraźnie spadek formy, kiedy mam np. tygodniową przerwę. Stała się moją kolejną zdrową obsesją. 
 Na co ona wpływa? Witamina D rzutuje niemalże na wszystko. Od układu nerwowego, immunologicznego, rozrodczego, przez pracę mięśni, kości, funkcjonowanie mózgu, odporność, metabolizm, po ogólne poczucie szczęścia i dobrej energii. Na jej temat znajdziecie wiele informacji w sieci. Ja chcę dać Wam tylko sygnał, że nie ma na co czekać. Jeżeli możesz, już dziś zacznij dostarczać ją świadomie nie tylko sobie, ale i tym, których kochasz. Poza tabletkami dostarczaj jej także przez pożywienie. Dużo tej witaminy mają takie ryby jak: węgorz, łosoś, śledź, makrela i dorsz. Dodatkowo występuje w żółtku jaj, serze żółtym i maśle oraz w mleku. Warto zwrócić uwagę na to, które z tych produktów nas nie uczulają. Ja mogę zapomnieć o dorszu, jajkach i mleku, o czym dowiedziałam się niedawno i jeszcze tej wiedzy nie przetrawiłam.
 Nic, tylko czekać, aż znów będzie wiosna. Ale suplementację witaminy D zamierzam praktykować cały rok. Was też do tego zachęcam! Na zdrowie!






















piątek, 2 stycznia 2015

Z cyklu: POGROMCY RAKA - KURKUMA

 Wraz z rozpoczęciem nowego roku postanowiłam zacząć krótki, aczkolwiek ważny cykl o naturalnych, łatwo dostępnych pogromcach raka. Czas podzielić się z Wami sposobami, które pomagają zapobiegać nowotworom, a przede wszystkim wspierającymi oczyszczanie naszego organizmu ze szkodliwych substancji.
  Zacznę od kurkumy. To, co w niej najważniejsze, to kurkumin - naturalny antyoksydant z właściwościami przeciwzapalnymi. Co to znaczy? Pomaga w walce z wolnymi rodnikami, czyli w niszczeniu wszystkiego złego z zewnątrz, jak np. toksyn ze środowiska, przetworzonej żywności.



 Kurkumin, to naturalna broń, która wnika do wnętrza szkodliwych komórek i niszczy je. Zalecana dzienna dawka, to 1/4 łyżeczki. Naukowcy z Centrum Badań nad Rakiem w Houston dowiedli, że ludzie, którzy spożywają tę dawkę 8 razy rzadziej chorują na raka płuc, 10 razy rzadziej na raka nerki i 5 razy rzadziej na raka piersi. Kurkumin wchłania się najlepiej w połączeniu z papryką i czarnym pieprzem.

 To tylko jedna z wielu podstawowych przypraw, które powinny mieć stałe zastosowanie w naszej kuchni. Dodawać możemy ją do wielu zup i potraw, a nawet do herbaty. To kolejna zdrowa obsesja przynosząca wiele dobra. Najważniejsze to konsekwencja w jej stosowaniu, czyli po prostu zdrowe uzależnienie. Jakie jeszcze skarby mamy już w naszej kuchni, jakie warto mieć? O tym już niebawem w moich kolejnych postach.

Na zdrowie! Niech go nie zabraknie w 2015 roku:)
Dbajcie o siebie i bliskich,
z ciepłym pozdrowieniem
A. Dec