niedziela, 18 października 2015

Ciągle zaczynam od nowa...

 Wracam właśnie z pogody wyjazdowej do Uniejowa. Aura była iście jesienna, ale wszystko wynagrodziła pyszna kuchnia. Lokalni szefowie kuchni pokazali nam, jak wykorzystują największy skarb tego miejsca - wodę termalną, słynną solankę uniejowską, w swoich recepturach. 


  Solanka uniejowska to lokalna "żyła złota", przede wszystkim ze względu na swoje właściwości lecznicze dzięki wysokiej zawartości składników mineralnych (ich stężenie jest wyższe niż w wodzie morskiej). Do tej pory miasto wykorzystywało te wody do regeneracji i przywracania zdrowia,odzyskiwania sił witalnych od zewnątrz,w kąpieli termalnej. Niedawno wpadli na pomysł, by dobroczynny wpływ wody wykorzystać w regionalnej kuchni. Moje kubki smakowe podbiły ogórki z Zagrody Młynarskiej kiszone w tej solance.Przepyszne i zdrowe! Wracam do domu z siedmioma słoikami :). 
 Szefowie kuchni przygotowali barszcz czerwony na wodzie termalnej, perliczkę peklowaną w uniejowskiej solance i ziołachoraz grasicę cielęcą marynowaną w solance na warzywach jesieni z grzybami. Wszystko obłędnie pyszne, delikatne i nieprzesolone, bo dzięki solance smak potraw charakterystycznie się podkreślił.
 Do czego zmierzam tym rozbudzaniem Waszego apetytu i jaki ma to związek ze zdrowymi obsesjami, a tym bardziej z Hashimoto? Zanim zacznę pisać o przyczynach choroby, sposobach radzenia sobie z nią i życia, postanowiłam, że wstępem będzie troszkę nierozsądna, ale niezbędna dla mnie metoda wejścia w proces osłabiania choroby. Uwielbiam jeść, smakować, próbować! Przeważnie jestem na diecie nie ze względu na panującą modę, ale konieczność. Przy Hashimoto lekkostrawna, szczegółowa, mocno określona dieta jest niezbędna, by osłabić tego intruza, z którym musimy, w większości, żyć już do końca. I tu się zaczynają schody. Jak już dłużej trzymamy się określonych zasad, żyje się całkiem przyjemnie. Jednak są takie okoliczności jak wesela, służbowe wyjazdy itp. Wtedy nie wypada nie jeść tego,czym nas czestują, przynajmniej ja tak mam ;). Ale jak już się złamię,to wszystko, co budowałam, wydawało się,że wola też już zrobiła się silniejsza, to nagle całe "pro fit" podejście wali się jak domek z kart. I jem, na potęgę, to czego nie mogę, za czym tęsknię. I z jednej okazji zaczyna robić się więcej. Wyznaczam sobie tzw. "czas Jokera ", w którym pozwalam sobie na więcej dietetycznych grzechów. To takie rozpaczliwie pożegnanie przed przejściem w niewolę wymagającej diety niezbędnej przy Hashimoto :). Zarówno początek rozpaczliwego pożegnania rozpustnego życia i środek niewoli diety to bardzo przyjemne okresy. Tylko ważna cecha je różni. W przypadku pierwszego, im trwa dłużej, tym jest gorzej. Pogrążenie, frustracja i złość na siebie bardzo szybko się pogłębiają. I im dłużej sobie odpuszczam, tym trudniej wrócić na właściwe tory. Ten drugi okres jest przyjemną niewolą, im dłużej trwa. Rośnie satysfakcja, redukuje waga, wyglądam i czuję się lepiej. Co te okresy łączy? Oba są niezbędne :). 
 Dlaczego dzielę się tym z Wami?  Może ktoś niedawno zdiagnozował lub zdiagnozuje tę chorobę. Chcę pocieszyć, wesprzeć: nie ma nic złego w tym, jak wiele razy uda się Wam złamać zasady diety. Budowanie tej żelaznej dyscypliny to długi proces. Myślę, że przede mną jeszcze kilka takich "czasów Jokera". Ale nie dajmy się zwariować, możemy żyć jak chcemy. Ważne, że się staramy i walczymy, mamy prawo się złamać, ale zawsze chcieć wracać na ścieżkę przyjemnej niewoli diety;)... zdrowego stylu życia, to lepiej brzmi. Mój czas rozpusty kończę dziś. A na zdjęciach to,jak wyglądał ten Joker 🃏 ;).

Jak będziecie mieć dość moich przyszłych wpisów o tym zdrowym stylu życia, zawsze możecie wrócić do tego ;). Po jakimś czasie gwarantuję Wam, że będziecie mieć mniej takich niezdrowych zachcianek.

Ściskam i pozdrawiam ciepło, 
A.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz