Wyjątkowo mroźno zaczął się Nowy Rok. Ostrzegałam Widzów, by naprawdę o siebie zadbać, nie zapominać o czapkach, szalikach, rękawicach i kilku warstwach ubrań. Sama jednak, zupełnie świadomie, z czapki zrezygnowałam. Tłumaczyłam sobie, że to na chwilę, że mam kaptur itp. I co? Kaptur zakładałam rzadko, bo szybko przemieszczę się z samochodu do domu.... No i się doigrałam. Walczę, by nie zachorować i by nie dać się anginie.

Pierwszy, najszybciej działający na mnie sposób to wyparzanie nóg. Po zagotowaniu wody, do miski wsypuję łyżkę soli kuchennej i wlewam wrzątek. By się nie poparzyć, dolewam nieco zimnej wody. Ale w nogi musi piec:).

Kolejny krok, który stawia mnie na nogi, to wypicie, zwanej przez moją Teściową, "wstrząsowej dawki" aspiryny i witaminy C. Wczoraj wypiłam 3 musujące tabletki aspiryny. Po takim rytuale, otulona w ciepły dres kładę się spać i dogrzewam troszkę Mężem, ale wtedy konieczna jest dla mnie elektryczna poduszka grzejąca. Trzeba się po prostu dobrze wypocić. :)
Z gardłem już nieco trudniej. Wczoraj ból i pieczenie złagodziło płukanie go mieszanką wody z sody oczyszczonej. Smakuje podobnie, jak lek na bazie sody, który zawsze na taki ból dawała mi Mama. Później łagodziłam do syropem z malin i kilkoma porcjami naturalnego miodu. Ale w nocy kilka razy wstawałam, by ten ból złagodzić.
Rano gardło wypłukałam szałwią i rumiankiem, później wypiłam jakąś herbatkę na gardło. Jest lepiej, ale płukanie muszę jeszcze kilka razy powtórzyć. Muszę też, poza codzienną suplementacją, chcieć pamiętać o czapce:), w ostateczności o kapturze.
Jeżeli kogoś z Was też łamie w kościach przez ten dotkliwy mróz i chce się zainspirować moimi metodami, proponuję wyparzanie nóg. I niezapominanie o codziennej suplementacji ważnych witamin i minerałów. Przede wszystkim pamiętajmy o witaminie D, C, A, K, witaminach z grupy B, o selenie i cynku. Co do aspiryny, upewnijcie się, czy Was nie uczula.

Życzę zdrowia i ślę dużo ciepła!
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz