
Nie będę trzymać Was w niepewności i od razu powiem, że mowa o witaminie D. Naturalne jej źródło to przede wszystkim SŁOŃCE. Nawet 80% zalecanej dziennej dawki może dostarczyć przebywanie na świeżym powietrzu przez 15 minut w słoneczny dzień. Ciało musi być odsłonięte przynajmniej w 18% ( w tym też pozbawione filtrów ochronnych). To tzw. biosynteza w skórze. Samemu łatwo zauważyć, że wiosną i latem mamy zdecydowanie więcej energii i dni z lepszym nastrojem. Na nic jednak zda się próba "łapania słońca" w naszym kraju w okresie od września do kwietnia włącznie. Na to źródło wit. D nie możemy liczyć, dlatego, nie tyle warto, co wręcz trzeba ją dostarczać w formie pożywienia, ale również suplementów. Światowa Organizacja Zdrowia włącza Polaków do grupy ryzyka niedoborów tej witaminy, ze względu na szerokość geograficzną. Stąd niemalże pewne jest, iż wielu z nas ma jej niedobór. Można go oczywiście zbadać, ale to dość kosztowne i mój internista powiedział, że szkoda wydawać na to pieniądze. Lepiej od razu kupić naturalną wit. D w aptece.
Wielokrotnie spotkałam się z opiniami, że lekarze pomijają informowanie pacjentów o ważnej roli tej witaminy. W moim przypadku było jednak inaczej. Od ponad 6 miesięcy dostarczam ją organizmowi w postaci suplementu i czuję wyraźnie spadek formy, kiedy mam np. tygodniową przerwę. Stała się moją kolejną zdrową obsesją.

Nic, tylko czekać, aż znów będzie wiosna. Ale suplementację witaminy D zamierzam praktykować cały rok. Was też do tego zachęcam! Na zdrowie!